Carolinum
Jedną z najstarszych nyskich szkół było Gimnazjum Męskie ulokowane w 1945 r. w budynku „Carolinum”. W nastepnym roku powstało Liceum Ogólnokształcące, a w 1948 r. dołączono jeszcze szkołę podstawową. Pierwsi uczniowie zgłosili się we wrześniu 1945 r..

Z kroniki Haliny Gąszczyńskiej: (1945 r.):

Do szkoły młodzież napływa przez okrągłe pół roku z różnych stron Polski, przeważnie ze wschodu, z okolic Lwowa z Krzemieńca. Poziom umysłowy tej młodzieży rozmaity, najczęściej bardzo niski. Przychodziły dzieci nie umiejące pisać po polsku zupełnie prostych słów. Napływ młodzieży dość słaby. Nic dziwnego. Do bardzo zniszczonego miasta napływają ludzie samotni lub tacy, którzy mogą zostawić rodziny w środkowej Polsce. Wszystko wydaje się ludziom niepewne, nie chcą narażać dzieci na przerwę w nauce. Niektórzy jednak przywożą swoje dzieci i motywują to spodziewaną łatwością ukończenia szkoły na terenach świeżo odzyskanych. Spodziewają się skróconych programów, opuszczania pewnych przedmiotów i małych wymagań nauczycieli. Stąd też młodzież często zapisuje się do klasy wyższej niż powinna. Zdarza się, że w ciągu dwóch, trzech tygodni bardzo powierzchownie przygotowany uczeń zdaje nawet egzamin, zwłaszcza jeśli ma pamięć chwytliwą i łatwą, ale wkrótce rezultaty okazują się opłakane. Brak wszelkich głębszych wiadomości. Uczniów, posiadających świadectwa naturalnie przyjmuje się bez zastrzeżeń, innych egzaminuje się. Na ogół bardzo łagodnie, tak że tylko niewielka ilość, wprost znikoma, odpada.

6 p LO+SP7 uczniowie a

6 p LO+SP7 uczniowie b

[…] Praca początkowo nastręczała ogromne trudności. Brak podręczników, nieprzygotowanie młodzieży i bardzo nierówny poziom umysłowy. Widziało się to zwłaszcza w kl. I, gdzie byli uczniowie ledwie umiejący czytać, składający czasem litery, obok czytających poprawnie i posiadających nawet pewne wiadomości oraz pewien zasób lektury. Naturalnie ci lepsi musieli się nudzić, co stwierdzali nieustannym ziewaniem, gdy pracowało się z uczniami słabymi. Gdy się natomiast zajmowało lepszymi, tamci nic nie rozumieli, a więc nie korzystali.

Halina Gąszczyńska (polonistka z gimnazjum) wspominała:

Uczniowie normalnego gimnazjum i liceum też mieli ze sobą niemały bagaż życiowych doświadczeń. Jedni przeszli niemiecką pacyfikację, inni rzezie band UPA, inni samotne dzieciństwo, głód, nędzę, wszy, jeszcze inni ciężką nad siły pracę. Pisali o tym w wypracowaniach z języka polskiego. Czternastoletnia dziewczynka opowiadała o napadzie bandy UPA na dom rodzinny. Była najmłodsza, matka kazała jej uciekać, dobiegła do pobliskiego stawu, weszła do wody po szyję, nie zauważono jej. Widziała stamtąd jak podpalono jej dom, jak powieszono ojca, jak zamordowano matkę i zarżnięto dwoje rodzeństwa, przesiedziała w wodzie całą noc, rano zaopiekowali się nią obcy ludzie. Nie było ani jednej uczennicy, ani jednego ucznia, który by nie miał strasznych przeżyć, ale życie toczyło się, wspomnienia bladły i coraz częściej w murach Carolinum rozbrzmiewał wesoły śmiech. [HG wspomnienia]